W tym punkcie postaram się zebrać kilka moich luźnych spostrzeżeń oraz uwag (od strony turysty z biednego, wschodniego kraju 😉 ), mogących przydać się komuś, kto planuje podróż do Wielkiej Brytanii.
sie
2
sie
2
Przez wczorajsze problemy z powrotem, snu mieliśmy całe 4 godziny. Rano niewielkie przygody z transportem oraz dotarciem Daniela do pracy, ale ostatecznie wsiadamy w autobus i o czasie docieramy na lotnisko w Luton. Odprawa bezproblemowa, kontrola także bez większych niespodzianek. Wsiadamy do samolotu, szybkie kołowanie i opuszczamy Zjednoczone Królestwo. Smutno tak jakoś, ale cóż, wszystko co dobre, szybko się kończy. Lot upłynął raczej przyjemnie, choć podczas lądowania nieco trzęsło i Kamila zrobiła się zielona 🙂 . Aha, piwo na 10000m smakuje wyśmienicie.
Nawigacja.
sie
1
Cóż może być lepszym zwieńczeniem naszej wycieczki, niż wizyta w stolicy? Przypuszczalnie nic. Dla mnie to trochę podróż sentymentalna – kiedyś już tu byłem i zakochałem się w tym mieście. Czy „uczucie” przetrwało, czy uda mi się odnaleźć tę samą magię, jaka towarzyszyła mi wtedy? Zobaczymy.
Wyjeżdżamy wcześnie rano, na Victoria Coach Station dojeżdżamy koło 8 rano. Po chwili wszystko mi się przypomina. Jestem świadomy, że jeden dzień na Londyn to zdecydowanie za mało. Zaczynamy dłuuugi spacer. Właściwie odwiedziliśmy większość pocztówkowych miejsc, jednak nie to w tym mieście jest fantastyczne. Cały klimat kryje się poza oczyma turystów, którzy pędzą od Big Bena do Tower Bridge. Klimat to boczne uliczki, w które nikt nie wchodzi, bo w przewodniku nie było. Klimat, to zapomniane ruiny kościołów ukryte między wieżowcami. Klimat to kontrast między starym a nowym. Klimat to odrapana kaplica na tle szklanego wieżowca. Klimat to pub, w którym Guiness smakuje niczym nektar. Taki Londyn zapamiętałem i taki rzeczywiście jest.