Dolina Rybiego Potoku i Morskie Oko – 2008.01.09
Prognozy w TV kłamią, o tym już mówiłem. Jednak jako jednodniowy prognostyk sprawdza się jako tako ICM. I tym razem się udało. Wczoraj przy Rondzie Solidarności zerknąłem na prognozy wywieszane co dzień przez TOPR i wynikało z nich, że dziś może być ładnie. Sprawdziło się, od rana niebo czyściutkie. Co prawda mróz się wzmógł, jednak nas to nie martwi. Ruszamy w drogę.
Kierowca busa nieco się ociągał z odjazdem, w końcu jednak podjął ten krok i ruszyliśmy w drogę. Zaśnieżoną drogę. Raz nawet w poślizg wpadliśmy, ale ruch jest na szczęście znikomy, więc nic się nie wydarzyło. Widoki boskie, jednak jechaliśmy przez Wierch Poroniec, a nie Głodówkę, więc mogło być jeszcze lepiej. Dojeżdżamy do Palenicy, wysiadamy i… szok!!!
Strasznie zimno. Mróz się dziś wzmógł i rzeczywiście da się to odczuć. Maszerujemy dziarsko aby się rozgrzać. Z każdym zakrętem wyłaniają się kolejna szczyty, słonko świeci aż miło, w jego promieniach jest cieplutko.
Początek wędrówki, w tle Młynarz (2170m).
Co jakiś czas drzewa nieco się przerzedzają i coś wtedy widać.
Przejażdżka saniami.
Połykamy kilometry chłonąc otoczenie wszystkimi porami. Śniegu jest sporo, nam – ceprom, w tym roku jeszcze nie było to dane.
Choinka w śniegu.
Co jakiś czas mijają nas zaprzęgi konne z saniami. Lenie. Z każdym zakrętem zbliżamy się do celu naszej wyprawy. Już widać Mnicha (2070m) i Mięguszowieckie Szczyty. Na Polanie Włosienicy turyście gramolą się z sań. Słońce pięknie gra na stokach Żabiego.
Grań Apostołów w Żabiej Grani.
Docieramy do schroniska. Strasznie wieje. Ludzi masa jak na tę porę roku, praktycznie wszystkie miejsca zajęte, trwa ciągła rotacja. Widoki piękne. Jednej rzeczy zazdroszczę Słowakom: oni mają góry na Północy, czyli słońce niezależnie od pory roku je ładnie oświetla. Tu kocioł Morskiego Oka ginie w cieniu, choć ma to też swoje zalety: cała grań jakby dymi. Wiatr zwiewa z niej śnieg tworząc serię „kominów”.

Panorama wokół Morskiego Oka.
Wcinamy kanapki, popijamy wyśmienity sok malinowy, odbudowujemy utracone kalorie. Czas jest jednak nieubłagany i musimy się zbierać. Wiatr się wzmaga, omal łba nie urwie. Ostatnie spojrzenia w kierunku tego pięknego stawu i ruszamy w drogę powrotną. Cała trasa upływa raczej pogodnie, bez większych emocji, wokół masy śniegu. Bus na szczęście czekał. Tak jakoś w nim ciepło i sennie się zrobiło… Aha, dobre jadło mają w pobliskiej karczmie.
Takie tam Śnieżne abstrakcje, dla tych, co w tym roku zimy nie użyli.
Nawigacja.
2 komentarze
Andrzej
listopad 7th, 2010
23:11
Witaj, tak się składa, że przez 4,5 dekady rok w rok – z nielicznymi przerwami – wracam w moje ukochane góry. Podziwiam Twoją pasję i chęć dzielenia się tym Twoim światem z nami, czytaczami. Drobna uwaga – nie ma jezior w górach. Tak dla porządku.
Pozdrawiam gorąco
Marian Maroszek
listopad 8th, 2010
9:09
„Drobna uwaga – nie ma jezior w górach. Tak dla porządku.”
A Szczyrbskie Jezioro 😉 ?
Również i w tym przypadku widzę, że nazwa jezioro, jako zbiornik wodny, często jest używana, nawet w kontekście gór. Tak czy owak określenie staw w odniesieniu do tego… akwenu 🙂 będzie odpowiedniejsze. Dzięki.
Swoją drogą – zacny staż, może też taki osiągnę.
Skomentuj wpis