czyli moje wycieczki i ulubione miejsca okraszone zdjęciami.

sty

8

Hala Gąsienicowa – 2008.01.08

Autor: Marian Maroszek

Dziś scenariusz odwrotny do wczorajszego: po przebudzeniu widać całe Tatry jak na dłoni, po kilkudziesięciu minutach wszystko skrywają chmury. Cóż, tak to już jest… Następuje zmiana planów: kobiełki jadą oddać się szałowi zakupów na Krupówkach, ja zaś wyruszam na wędrówkę.

Jako cel obieram Halę Gąsienicową. Dojeżdżam do Kuźnic, tam ogromny tłok pod kolejką linową na Kasprowy Wierch (1987m). Ludzi jak za komuny pod sklepem mięsnym. Ponoć dziś miała ruszyć, bo wiatry zmalały. Ja kieruję się szlakiem żółtym do Doliny Jaworzynki. Zawsze wolałem tę trasę jako dojście: najpierw raczej płasko, po czym dość mozolne podejście, raz a dobrze. Było ciężko: śniegu spadło sporo, szlak średnio przetarty, w niektórych fragmentach wcale. Na szczęście w międzyczasie minęła mnie para młodych ludzi, którzy większość czarnej roboty wykonali za mnie. Jeśli to czytacie – dzięki!!!.



Dolina Jaworzynka zimą

Dolina Jaworzynka zimą.

Otoczenie Doliny Jaworzynki z Przełęczy między kopami

Otoczenie Doliny Jaworzynki z Przełęczy między kopami.

Dolina Gąsienicowa z Królowej Równi

Dolina Gąsienicowa z Królowej Równi, ostro sypało.

Spocony i zmachany docieram ostatecznie do Murowańca. Co się dzieje z tym schroniskami? Na Ornaku zimno, tu to samo. Kaloryfery nieco tylko letnie, o jakimś zagrzaniu nie ma mowy. Gdyby nie termos to chyba bym nie dał rady wysiedzieć tu dłużej, niż kilka minut. Nic to, niewzruszony siadam za ławą wcinając kanapki i studiując mapę. Za oknem niebo usilnie próbuje przedostać się zza szczelnego całunu chmur, jednak bariera jest bardzo gęsta i poza chwilowymi przebłyskami błękitu niebo wciąż jest stalowoszare. Szkoda. Ostatecznie tylko Kościelec (2155m) na chwilę się ukazuje.

Czas się zbierać. I tak z godzinkę zabawiłem w Murowańcu. Wracam tradycyjnie niebieskim szlakiem przez Skupinów Upłaz i Boczań (1224m). Wiatr wieje niemiłosiernie, jednak szlak jest ładnie przechodzony i właściwie droga w dół to czysta przyjemność. Niemalże biegnę czasem tylko kogoś mijając. Mimo, że chmury skrywają wszystko powyżej 1800m, to i tak jest cudnie: pokryte śniegiem drzewa układają się w nieomal geometryczne wzorki, niebo zmienia miejscami kolory, czasem gdzieś na horyzoncie odkrywa się coś ciekawego. Chłonę widoki i ciszę wszystkimi zmysłami. Nawet wiatr i mróz nie przeszkadzają.

Widok z Królowej Równi na Południe

Widok z Królowej Równi na Południe.

Giewont w chmurach

Giewont (1894m) w chmurach.

Skupniów Upłaz

Na pierwszym planie Skupniów Upłaz. Na chwilę wyjrzało słońce.

Zaśnieżona scieżka na zboczach Skupniów Upłazu

Zaśnieżona scieżka na zboczach Skupniów Upłazu.

Po jakimś czasie docieram do skrzyżowania ze szlakiem zielonym na Nosal. Sił mam sporo, godzina młoda, biegnę. Po kilku minutach zdobywam Nosalową przełęcz (1103m), chwile później sam Nosal (1206m), po drodze spotykając dwójkę sympatycznych ludzi, z którymi zamieniam kilka słów na turystyczne tematy. Ze szczytu widoki piękne. Lubię ten wierzchołek: jest tak blisko, w sumie niezbyt wysoki, a pozwala zajrzeć w kilka dolin i przyjrzeć się wielu szczytom. Kubek ciepłego płynu na szczycie i zbiegam. I tu problem: szlak jest tak oblodzony, że w jednym miejscu przez 5 minut zastanawiam się, jak się zabrać za to zejście. Ostatecznie, z pomocą pośladków i wszystkich kończyn jakoś docieram na dno doliny. Było ciężko, to zejście zmęczyło mnie bardziej niż cały dzień… Szybki powrót do domu, wieczorne dogorywanie i lulu.

Nosal

Turyści na jednej z turni w masywie Nosala (1206m).

Widok na Kuźnice z Nosala

Widok na Kuźnice i pobliskie doliny z Nosala.

Nawigacja.

Kolejny dzień – Dolina Rybiego Potoku i Morskie Oko

Wstęp

Skomentuj wpis