Gozo – 2013.04.11
Dziś wyruszamy na zachodnie rubieże archipelagu – wyspę Gozo. Miało być rano, wyszło jak zwykle. Dojazd do przystani promowej w Cirkewwa trwa ponad godzinę, więc warto wybrać się tam naprawdę wcześnie. Jeszcze raz: na Gozo trzeba wcześnie!!! No…
Jeszcze przed wejściem na jednostkę dopada nas człowiek proponujący całodniowy bilet na autobus jeżdżący wokół wyspy i zatrzymujący się przy największych atrakcjach (Hop On Hop Off). Bilet jest dość kosztowny (aktualnie i oficjalnie 15E), ale człowiek je sprzedający jest naszym rodakiem, więc redukując przychodzące wraz z biletem bonusy (dodatkowe rejsy itp.) cena dość dynamicznie spada zatrzymując się na akceptowalnym poziomie i dzięki temu przemieszczanie się po Gozo staje się przyjemnością. Rejs promem trwa jakieś 20 minut, po drodze mijamy wyspę Comino i wysiadamy ostatecznie w Mġarr. Tłumek ludzi wsiada do jednego z zielonych autobusów, my zaś podążamy nieco dalej od przystani i w pobliskim supermarkecie kupujemy sobie śniadanie: świeże pieczywo, jakieś pesto, coś do picia. Mówiłem już, że na Malcie mają genialne pieczywo? Polskie zawsze uważałem za zacne, ale teraz mam dylemat. W każdym razie śniadanie spożyte na wzgórzu z kapliczką Il-Kappella ta’ Lourdes i widokiem na przystań oraz Maltę i Comino zaliczyć trzeba do wyjątkowo udanych posiłków.
Mġarr wraz z przystanią, w tle Comino.
Ruszamy w drogę kolejnym autobusem, naturalnie w tym jesteśmy pierwsi. Siedzenie na górnym pokładzie jest miłe widokowo, ale wiatr urywa łeb, więc tylko dla twardzieli. Docieramy do Ramla Bay – zatoki z plażą otoczoną skałkami. Błękitna woda, pomarańczowy piasek z kamieniami, skały naokoło, ciekawa roślinność. Połączenie atrakcyjne, choć wolę jednak albo sam piasek, albo same kamienie. Tak czy owak – miejsce dość kontrastowe i w sumie przyjemne.
Ramla Bay.
Po małej wspinaczce wchodzimy na pobliskie wzgórze z punktem widokowym, ostatni rzut oka na Ramla Bay i autobus wiezie nas dalej. Następna wysiadka przy jednej w wizytówek Malty – Azure Window. Zacne miejsce, wielkie skalne okno, huk wody, piana, małe łódeczki kołyszące się na falach. Otoczenie bardzo filmowe, co skrzętnie wykorzystano w kilku produkcjach.
Azure Window.
W następnej kolejności autobus wiezie nas nieco okrężną drogą (przez Xlendi) do Ir-Rabat (a historycznie Victoria). No, zdecydowanie moje klimaty. Wąskie uliczki, ciasno, gęsto, starodawnie, urokliwie. Kolorytu dodają piękne kapliczki oraz tablice z numerami domów – każda inna. Zresztą na całej Malcie zwyczaj ten jest dość powszechny.
W jednej z knajpek konsumujemy smaczne risotto z owocami morza. Co prawda dreszcze nami trzęsły z każdym dźwiękiem wydawanym przez mikrofalówkę, jednak w porównaniu z wczorajszym blamażem w Pisces tu okazało się całkiem miło i smacznie. Kieliszek wina gratis. Krzątamy się tak bez większego celu, trafiamy w końcu do Cytadeli. Tu również warto zerknąć – wysokie mury, rozległe widoki, spokój.
Azure Window.
Zbliża się wieczór, więc trzeba wracać. Aby wstrzelić się precyzyjnie w prom, bierzemy z Rabatu taksówkę. Kierowca wie o Polsce nieco więcej niż przewiduje światowy standard (JPII, Boniek). Był kiedyś posiadaczem Fiata 125P, używał i sprowadzał opony firmy Stomil, ogólnie kilka takich ciekawostek wymienił. Śmiesznie brzmi miks angielskiego z maltańskim, szczególnie jeśli akcent bliższy jest temu drugiemu. Ale dogadać się da.
Po mozolnym powrocie standardowa degustacja zdobytych dóbr na tarasie i można udać się na spoczynek.
Nawigacja.
Skomentuj wpis