Blue Grotto, Dingli Cliffs, Rabat i Mdina – 2013.04.12
Dzisiejsze podboje zaczęliśmy od awarii autobusu, na szczęście dość szybko podstawiono zastępstwo i jakoś docieramy do wybrzeża, gdzie udajemy się na 20-minutowy „rejs” do Blue Grotto, czyli zespołu jaskiń powstałych w wyniku dość intensywnej erozji.
Wsiadamy do motorówki, silnik pyrkocze i powoli zbliżamy się do celu. Nasz „kierowca” sprawnie lawiruje między skałami, przepływa pod sklepieniami, pokazuje najciekawsze miejsca. Kolorystyka wody rzeczywiście niesamowita – już bardziej błękitnie chyba być nie może. Bardzo atrakcyjny zakątek, szkoda, że całość trwa tak krótko.
Rejs do Blue Grotto.
Z Blue Grotto zmierzamy do klifów wieńczących wyspę od południa, czyli Dingli Cliffs. Monumentalne ściany efektownie spadają do morza (tu i ówdzie widać wraki samochodów), pogoda piękna, widoki rewelacyjne, czego chcieć więcej.
Okolice Dingli Cliffs.
Tu czekała nas kolejna autobusowa niespodzianka, mianowicie nie przyjechały dwa planowe autobusy… Gdy w końcu postanowiliśmy iść pieszo, to oczywiście nadjechał 3 i na szczęście zechciał nas zabrać. W ten oto sposób docieramy do Rabatu (Ir-Rabat). Wysiadamy nieco wcześniej niż reszta obsady autobusu, odwiedzamy pięknie pachnący ogród usytuowany na dziedzińcu jednego z budynków. Zapach cytrusów roznosi się w powietrzu.
Już kilka minut później zagłębiamy się w gęstą pajęczynę uliczek, znów jest pięknie i urokliwie. Przy okazji odwiedzamy rozległe katakumby leżące pod Rabatem. Na szybką przekąskę oczywiście pastizzi – rewelacyjne, szybkie, tanie i smaczne przekąski z przeszeroką gamą dodatków wpakowanych do środka. Polecam.
Wejście do katakumb.
Niespiesznie zbliżamy się do miasteczka L-Imdina – dawnej stolicy Malty. Czuć wieki… Miasto jest świetnie zachowane, pięknie odrestaurowane, nadal żyją w nim ludzie, toczy się normalne życie, są kawiarnie, restauracje. Z murów rozpościerają się rozległe widoki na całą praktycznie wyspę. To miejsce trzeba koniecznie odwiedzić.
Okolice Dingli Cliffs.
Nasyceni atmosferą średniowiecznego miasta wracamy udajemy się jeszcze raz na eksplorację uliczek Ir-Rabat. Powoli zbliża się wieczór, wsiadamy więc w autobus i wracamy do Valletty.
Fontanna na przedmieściach Valletty.
Wieczorem ostatnie posiedzenie z naszymi przemiłymi gospodarzami, na tarasie siedzimy dłuuuugo, staramy się wchłonąć jak najwięcej z tej atmosfery, doładować baterie “pod kurek”. Rano szybkie pożegnanie – nikt nie lubi tego przeciągać… Powrót raczej bezstresowy, przelot między innymi nad Wiedniem. Wrocław przywitał nas szarówką i deszczem – 4 dni pozwoliły nieco odzwyczaić się od takich atrakcji…
Saludos Deya y Kurt.
Nawigacja.
Skomentuj wpis