Archive
You are currently browsing the Marian Maroszek – turystycznie… blog archives for maj, 2008.

maj

31

Autor: Marian Maroszek

Podróż naszymi ukochanymi Kolejami Państwowymi o dziwo upłynęła bezboleśnie (przed podróżą zalecam przyjrzeć się stronie Wojtka Michalskiego – Poradnik dla podróżujących po Czechach – bardzo dziękuję za pomoc). Dotarliśmy do Cieszyna, pieszo przedostaliśmy się do Czeskiego Cieszyna (czemu tak – opisane w podanym linku). Kupiliśmy bilet, wsiedliśmy do pociągu i po niezbyt długim czasie byliśmy w Pradze. Pomijam, że jechaliśmy jakimś Eurocity w cenie osobowego (tak tam jest), że przedziały były ogromne i z klimatyzacją, a ubikacje jak w samolocie, że było czysto a pociąg gnał jak błyskawica. Ogólnie byliśmy nieco zszokowani tym środkiem transportu tuż za naszą południową granicą.

Czytaj dalej »

maj

30

Autor: Marian Maroszek

Praga – kolejny wyjazd na wariackich papierach, już chyba nie potrafimy inaczej. Tym razem katalizatorem był koncert zespołu Metallica. Kapela ta występowała w Polsce wielokrotnie, my zaś od jakiegoś czasu bierzemy udział w tych wydarzeniach, tak więc na samą informację o ich planach zareagowaliśmy entuzjastycznie. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, iż zaspaliśmy z kupnem biletów. Te oczywiście były dostępne u koników, ale w kosmicznych cenach. Jak się po krótkich rachunkach okazało, cena biletu na koncert w Polsce równała się w przybliżeniu kosztom podróży do Pragi (najbliższego miejsca następnego występu) w obie strony wraz z noclegiem i beczką piwa. Na sam koncert pieniądze się zawsze znajdą. I taką to właśnie metodą „zaplanowaliśmy” wyjazd do Czech.

Spis treści:

maj

12

Autor: Marian Maroszek

Rano jak zwykle perturbacje ze wstawaniem, potem szybka podróż, nerwy w korkach, jednak udaje się dotrzeć na odprawę. Żegnamy się szybko, bagaże na taśmociągi, odprawa paszportowa i wsiadamy do samolotu. Pogoda cały czas zacna, więc widoczki z powietrza przyciągają wzrok.

Ziemia w pokładu samolotu

W Polsce szybka odprawa. Padre już czekał, więc po 2,5 godzinach byliśmy w domku. Za szybko się to skończyło…

W zasadzie taki krótki wyjazd ma na celu tylko poznanie „wroga”, jednak już wiemy, czego się spodziewać w przyszłym roku i gdzie warto się udać. Tak więc cel osiągnięty. Oczywiście uwagi zebrane rok temu nadal pozostają aktualne.

Nawigacja.

Wstęp

maj

11

Autor: Marian Maroszek

Noc upłynęła szybko i spokojnie. Łóżka ogromne i wygodne, więc wyspaliśmy się przednio. Oczywiście zamówiliśmy pokój wraz z „full english breakfast”, więc koło 8:30 zjawiliśmy się jadalni (bardzo gustownej – jesteśmy w Anglii 😉 ). I pojawił się breakfast: smażone jaja, kiełbaska, plastry bekonu, pomidor, oczywiście tosty, pyszna herbata. Na półeczce obok dżemy, marynowane owoce, jogurty, kilka rodzajów płatków, kawka. Ogólnie fura jedzonka, dla każdego coś miłego. Nafutrowaliśmy się dość intensywnie i jak się okazało, był to bardzo dobry krok, bo jeść zachciało nam się koło 16… Strasznie to wszystko syte i kaloryczne, starcza na dłuuugo. Po śniadanku pożegnanie z właścicielami i lecimy dalej. Aha, w 2008 cena od osoby w pokoju dwuosobowym to mniej więcej 30 funtów ze śniadaniem.

Czytaj dalej »

maj

10

Autor: Marian Maroszek

Dziś już nieco sprawniej: pobudka, śniadanie i w drogę. Pogoda w miarę, znaczy się nie pada. Droga upłynęła raczej szybko i bez większych atrakcji, dopiero w okolicach Lancaster pojawiają się nieco większe pagórki. Po zjechaniu z autostrady M6 drogi stają się węższe, pokręcone i ogólnie bardzo urokliwe. Dojeżdżamy do Windermere.

Ludzi masa, aut również, dramat. Ale nic to, odwiedzamy informację turystyczną (oczywiście nasza rodaczka znalazła tam pracę), bierzemy ulotki oraz mapę i ruszamy w drogę. Naturalnie nie idziemy za strzałkami w stronę mariny, tylko od razu ulicą Birthwaite Road kierujemy się w stronę jeziora.

Czytaj dalej »