Archive
You are currently browsing the Marian Maroszek – turystycznie… blog archives for styczeń, 2008.

sty

12

Autor: Marian Maroszek

Noc makabryczna – halny wyrywał dachówki i szczeble balkonowych balustrad. Spało się od podmuchu do podmuchu, więc wstaliśmy zmęczeni. Cóż, górskie atrakcje. Spakowaliśmy się, nieco ogarnęliśmy pokój, pożegnaliśmy się z właścicielką i pojechaliśmy na dworzec. Tu szybka akcja i już siedzimy w autobusie do Krakowa. Nie znoszę opuszczać gór, zawsze czuję się tak, jakbym wyjeżdżał z domu…

Podróż upłynęła dość spokojnie, choć kierowca czasem miał dziwne podejście do innych uczestników ruchu i przepisów drogowych. Kraków opuszczaliśmy w dwóch turach: o 14 i 18. Żeby nieco uprzyjemnić oczekiwanie, zostawiliśmy bagaże w przechowalni i ruszyliśmy na podbój tego pięknego miasta. Stare Miasto blisko, więc nieco się tam poszwendaliśmy. Niestety (na szczęście? ) zapomniałem aparatu, więc materiału zdjęciowego nie ma. Tak czy owak, nasza była stolica to jedno z moich ulubionych polskich miast. Ponoć ci, którzy mieszkają tu na stałe, mają sporo do zarzucenia ogólnemu charakterowi tego miejsca, jednak dla „jednodniowego turysty” lokacja ta jest wprost wymarzona.

Ostatecznie wróciliśmy na dworzec PKP, odebraliśmy bagaże i udaliśmy się na peron. Pociąg już na starcie miał 20 minut opóźnienia, bo czekał na jakiś inny, też opóźniony. Podróż: znów podobny scenariusz. Na początku ciepło, potem termostat nie dawał rady i trzeba mu było pomagać siłowo, jednak na zewnątrz temperatura wyższa, niż tydzień temu, więc i tak zimno nie było.

Nawigacja.

Wstęp

sty

11

Autor: Marian Maroszek

Koniec z oglądaniem się na pogodę – to ostatni dzień na chodzenie. Łapiemy busa, dostajemy się do Toporowej Cyrhli, cofamy się kilkaset metrów do początku szlaków zielonego (to nasz) i czerwonego (na Psią Trawkę). Aura klaruje się na dobre.

Początkowo trasa jest nieco mylna: należy iść jej lewą odnogą wzdłuż polan mijając kilka drewnianych domów.

Po wejściu w las jest już lepiej, znaki pojawiają się dość regularnie. Pniemy się mozolnie pod górę, w pewnym szlak czerwony oddziela się od zielonego, którego my się trzymamy. Na drogowskazie widać wyostrzone poczucie humoru turystów.

Czytaj dalej »

sty

10

Autor: Marian Maroszek

Wczoraj obadałem prognozy na ICM-ie, miało być dość pogodnie. Rano zbudziło mnie stukanie kropel deszczu w sufitowe okno… Mgły takie, że nawet Gubałówki nie widać, ogólnie mało zachęcająco. Pospałem jeszcze kilkadziesiąt minut, pobudka na rozum, a za oknem powoli coś się klaruje. Chmury się przerzedziły, słonko się nawet pokazało. Lecimy na busa, cel: Dolina Małej Łąki.

W Zakopanem zorganizowano jakieś objazdy na Chochołów, kierowca lawiruje między drewnianymi domkami, w końcu „dostarcza” nas na miejsce. Budka z biletami tradycyjnie zamknięta, mijamy granicę parku i wchodzimy w Dolinę. Szlak jest dobrze przetarty, w lesie pracują drwale. Strumień szemrze cichutko, a my podążamy coraz wyżej.

Czytaj dalej »

sty

9

Autor: Marian Maroszek

Prognozy w TV kłamią, o tym już mówiłem. Jednak jako jednodniowy prognostyk sprawdza się jako tako ICM. I tym razem się udało. Wczoraj przy Rondzie Solidarności zerknąłem na prognozy wywieszane co dzień przez TOPR i wynikało z nich, że dziś może być ładnie. Sprawdziło się, od rana niebo czyściutkie. Co prawda mróz się wzmógł, jednak nas to nie martwi. Ruszamy w drogę.

Kierowca busa nieco się ociągał z odjazdem, w końcu jednak podjął ten krok i ruszyliśmy w drogę. Zaśnieżoną drogę. Raz nawet w poślizg wpadliśmy, ale ruch jest na szczęście znikomy, więc nic się nie wydarzyło. Widoki boskie, jednak jechaliśmy przez Wierch Poroniec, a nie Głodówkę, więc mogło być jeszcze lepiej. Dojeżdżamy do Palenicy, wysiadamy i… szok!!!

Czytaj dalej »

sty

8

Autor: Marian Maroszek

Dziś scenariusz odwrotny do wczorajszego: po przebudzeniu widać całe Tatry jak na dłoni, po kilkudziesięciu minutach wszystko skrywają chmury. Cóż, tak to już jest… Następuje zmiana planów: kobiełki jadą oddać się szałowi zakupów na Krupówkach, ja zaś wyruszam na wędrówkę.

Jako cel obieram Halę Gąsienicową. Dojeżdżam do Kuźnic, tam ogromny tłok pod kolejką linową na Kasprowy Wierch (1987m). Ludzi jak za komuny pod sklepem mięsnym. Ponoć dziś miała ruszyć, bo wiatry zmalały. Ja kieruję się szlakiem żółtym do Doliny Jaworzynki. Zawsze wolałem tę trasę jako dojście: najpierw raczej płasko, po czym dość mozolne podejście, raz a dobrze. Było ciężko: śniegu spadło sporo, szlak średnio przetarty, w niektórych fragmentach wcale. Na szczęście w międzyczasie minęła mnie para młodych ludzi, którzy większość czarnej roboty wykonali za mnie. Jeśli to czytacie – dzięki!!!.

Czytaj dalej »