Autor: Marian Maroszek
Dzisiejszy dzień to czyste lenistwo – byczenie się w wyrze do 12, później popisy kulinarne na obczyźnie – żeberka w sosie. Po powrocie szwagra z pracy wybraliśmy się na krótką przejażdżkę po okolicy i niechcący trafiliśmy na Kenilworth. Bardzo przyjemna miejscowość. Cisza, spokój, park ze stawem, do tego zamek. Oczywiście był zamknięty o tej porze, jednak obeszliśmy go dookoła. Ruiny robią wrażenie, do tego na terenie jest ogród. Może kiedyś się tu wybierzemy.
Kenilworth Castle.
Nawigacja.
Kolejny dzień – Londyn
Wstęp
Podsumowanie
Autor: Marian Maroszek
Zauroczeni tym, co wczoraj dała nam Walia, dziś również postanowiliśmy się tam wybrać. Wybór padł na Aberystwyth. Czemu? Tylko my wiemy 😉 . Jedziemy.
Drogi Walii to temat na osobny paragraf. Z jednej strony – świetna jakość, gładkie jak stół. Z drugiej – wąskie i kręte, choć w pięknej okolicy. Praktycznie brak tu autostrad. Jeżeli przed nami pojawi się np. jakiś TIR, to może być spory problem z jego wyprzedzeniem. Po prostu jest tak kręto, że nie ma na to miejsca. Dodam jednak, że spotkaliśmy się tu z czymś zupełnie nam obcym. Jechaliśmy już jakiś czas z ciągnikiem z naczepą, w pewnym momencie przy drodze pojawiła się zatoczka serwisowa. Kierowca TIRa zjechał do niej, zwolnił, przepuścił szpaler jadących za nim aut i powrócił na drogę. Nie mam pytań, w tym kraju kultura na drodze to nie pusty slogan… Uczmy się.
Przed głównym punktem dzisiejszej wycieczki postanowiliśmy odwiedzić zamek w Powis. Jak się po dojechaniu okazało, zamek otwarty był dopiero od 13, zaś ogrody już teraz. Nie zmartwiło nas to zbytnio. Lubimy ogrody. Bilety kupione – wchodzimy.
Czytaj dalej »
Autor: Marian Maroszek
Plan tego wyjazdu zrodził się w przeciągu 2 sekund: szwagier zaraz po obudzeniu stwierdził: „Raz się żyje – jedziemy do Walii”. I pojechaliśmy.
Droga dość długa, ale po autostradzie mknie się dość przyjemnie. Mały ruch, porządna nawierzchnia. Najpierw M6, dalej M56, później nieco klucząc różnymi dróżkami. W pewnym momencie mijamy tabliczkę Welcome to Wales i krew krąży szybciej. Świat staje się dwujęzyczny, gdyż tutaj używa się zarówno języka walijskiego, jak i angielskiego (co widać na przydrożnych tablicach – wszystkie mają podwójne komunikaty, na tych „górnych” język łamie się niemiłosiernie). Znów teren staje się pagórkowaty, co jakiś czas na zboczach widać zameczek. W pewnym momencie po prawej stronie widać morze! To nasza pierwsza wizyta nad Morzem Irlandzkim. Jeszcze kilkanaście minut i dojeżdżamy do Conwy, pokonujemy most na rzece o tej samej nazwie. Zamek widać z daleka, nie da się go nie zauważyć. Uważany jest za jeden z najbardziej imponujących zamków w Walii i nie ma się czemu dziwić: 8 wież w połączeniu z wysokimi murami musi robić wrażenie.
Czytaj dalej »
Autor: Marian Maroszek
Dziś znów zwiedzamy bliższe rejony. Pierwotnie mieliśmy jechać tylko do Wolverhampton, jednak przypadek zrządził, że odwiedziliśmy ZOO w Dudley. I dobrze, zawsze to jakieś urozmaicenie.
Jadąc autobusem wysiedliśmy w pierwszym mieście ze sporym dworcem autobusowym. Patrzę na mapę i nie mogę odnaleźć miejsca w którym się znajdujemy, za żadne skarby ulice mi nie pasują. Krótkie spojrzenie na jedną z tablic informacyjnych i już wiemy – jesteśmy w Dudley. Ponieważ po drodze widzieliśmy zamek i ogród zoologiczny, to bez wahania biegniemy w tamtym kierunku. Płacimy za bilety, dostajemy mapki i udajemy się na zwiedzanie ZOO.
Czytaj dalej »
Autor: Marian Maroszek
Wstaliśmy wczesnym rankiem, pogoda zapowiadała się nieźle. Szybkie śniadanie, GPS na szybę i jedziemy. Po około godzinie naszym oczom ukazują się pagórki, teren się zmienia. Po chwili wjeżdżamy do Shrewsbury, miasta narodzin Karola Darwina.
Pierwsze wrażenia pozytywne – od razu udało się znaleźć parking 😉 . Miasteczko leży w zakolu rzeki Severn, która otacza je prawie całkowicie. Bezpośredni wjazd do miasta zapewniony jest tylko od północnego wschodu, z wszystkich innych stron doprowadzone są mosty. Miasto położone jest w terenie pagórkowatym, co dodaje mu uroku. Zaczynamy zwiedzanie.
Czytaj dalej »